poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział dwudziesty dziewiąty "Dobre dni"

 Greg wszedł do środka i ostrożnie rozejrzał się dookoła. Obejrzał wściekle pomarańczowe ściany, białe łóżka, krzesło, stojące obok tego najważniejszego, wyjrzał przez okno. Dopiero wtedy odważył się spojrzeć na dziewczynę. Przypatrzył się jej jednak uważnie. Rude włosy, rozpływające się romantycznie wokół jej ramion, duże zamknięte oczy... Zobaczył też jej obandażowane nadgarstki, ale to nie miało dla niego większego znaczenia. Przecież najważniejsze było to, że jego brat ją kochał. Zmrużył na chwilę oczy, a potem wypalił:
- To taką laskę się wyrwało?
 Blondyn roześmiał się chwilę. O to mu właśnie chodziło. Chciał go odciągnąć od codzienności, od smutku. Przecież wiedział, że jest załamany. Chłopcy mu o tym powiedzieli, ale czuć to było nawet w rozmowach telefonicznych z nim. Jego głos już nie był taki żywy, jak kiedyś...
- Wiesz, to wspaniała dziewczyna - przemówił cicho blondyn, a w jego oczach nagle zabłysły malutkie iskierki nadziei. Zawsze tak się stawało, kiedy mówił o niej dobre rzeczy. - Jest bardzo zabawna i zawsze uśmiechnięta. Poza tym... - zawiesił się na chwilę - Bardzo dobrze gotuje - dokończył. Podświadomie już używał czasu teraźniejszego, jakby nie wierzył jeszcze w to, że to ona leży na łóżku szpitalnym w stanie dosyć ciężkim. Ale przecież nikt nie chciał w to wierzyć. Wszyscy wmawiali mu, że już niedługo odzyska przytomność, że znowu wrócą te piękne dni.
- Nie zmieniłeś się nic, a nic - roześmiał się Greg, a Nialler mu zawtórował. Ale obaj wiedzieli, że ten śmiech to tylko zwykła przykrywka dla ich prawdziwych uczuć. Obaj mieli świadomość, że jest źle, a nawet bardziej niż tylko źle. - Schudłeś - stwierdził starszy z nich, przyglądając się bratu z boleścią. Jego ton głosu natychmiast stał się trochę ostry, pozbawiony uczuć, ale z drugiej strony aż nimi przesycony. Przesycony troską o młodszego brata. Zawsze się przecież o niego bał, ale teraz ten strach wzmagał się coraz bardziej. Nie dość, że sam w wielkim świecie, nie dość, że daleko od rodziny, sławny, to jeszcze ten wypadek. On... on zmienił bardzo wiele. Dawny Nialler już chyba nie istniał. A jeśli nawet tam jeszcze był, to bardzo głęboko ukryty. Ukryty pod tym wrakiem człowieka, jakim teraz był ów, niegdyś pełen optymizmu, blondynek.
 Irlandczyk pokręcił głową, zdawał się nawet tego nie zauważać. Nie myślał o tym, jak wyglądał, przecież wygląd nie był ważny w obliczu tej tragedii, jaka się stała. Może i mało jadł i się nie ruszał, nie wychodził na słońce. Sam zauważył, że jego cera stała się niezdrowo blada, a oczy zawsze zapuchnięte, ale przecież, na litość Boską, to nie było ważne.
- Wstawaj, idziemy do Nando's coś zjeść - postanowił Greg. Za wszelką cenę chciał go jakoś rozerwać, ale w szpitalu to wcale nie było aż takie łatwe. Postanowił więc po prostu na chwilę oderwać go od rzeczywistości.
 Ale Niall miał opory. Miał zostawić Pamelę samą? Nie, nie zrobi tego, przecież ona mogła się w każdej chwili wybudzić. Co by się wtedy stało? Jak by się poczuła, jeśli pierwszą osobą, którą by zobaczyła byłby lekarz, a nie on - jej chłopak, osoba, której najbardziej na niej zależało? Poczułaby się niekochana, samotna. Nie, nie chciał do tego dopuścić. Ktoś musi przy niej być. Ktoś bliski.
 Nagle jednak drzwi do sali uchyliły się. Stało się to na pozór całkiem niespodziewanie, chociaż osoba za nimi czekająca już od dawna stała i wyczekiwała zdania, po którym będzie mogła w cudowny sposób się pojawić.
- To może ja zostanę z Pamelą? - spytał ów chłopak o wielkich hipnotyzujących oczach i złotym wprost sercu.
- Justin! - zaśmiał się Niall, rzucając mu się natychmiast na szyję. Tak dawno się przecież nie widzieli.
- Przychodzę tutaj z nowiną, że Drew nie odpuści ci jutrzejszego koncertu - przeszedł od razu do sedna sprawy.
 Koncert! Horan na śmierć o nim zapomniał. Przecież miał tyle innych spraw na głowie, że koncert znikł gdzieś w oddali, prawie całkowicie wymazał się z jego umysłu.
- Josh za mnie zaśpiewa - zdecydował naraz, jakby nic nie robiąc sobie z tego, że przez to zawiódłby tysiące fanów.
- Josh gra na perkusji - skarcił go surowo Bieber, ale Irlandczyk znał i rozwiązanie tego problemu.
- To zagra Greg.
 Tego już było za wiele. Mógł spędzać całe dnie w sali szpitalnej. mógł olewać sobie wszystkie wywiady i spotkania, mógł nawet nie przejąć się tym koncertem, ale nie powinien zawodzić swoich fanów. I chłopców. Przecież wszyscy na niego liczyli. Tym razem Greg przejął inicjatywę. Złapał brata za nadgarstek, może niezbyt delikatnie, ale właśnie o to mu chodziło. Z doświadczenia wiedział, że gdy młody czuł ból, to szybciej ulegał.
- Niall, pójdziesz na ten koncert, czy ci się to podoba, czy nie.
 Horan pochylił tylko głowę. Nie chciał tam iść. Nie, nie zgodzi się na to.
- Musisz jakoś zarabiać na życie. Chłopcy muszą zarabiać - dodał, widząc, że jego brat już nieco zmiękł - Idziesz i to bez dyskusji. A teraz zabieram cię do Nando's - dodał, ciągnąc go dalej za rękę, aż do drzwi wyjściowych.
 A więc Justin został sam. Tylko on i Pamela. Jeszcze miesiąc temu wykorzystałby tę sposobność, spróbowałby się do niej zbliżyć. Przecież była tak piękna i dobra, podobała się nie tylko Niallerowi. Bieber sam nie wiedział dlaczego ciągle pomagał swojemu rywalowi, a zarazem przyjacielowi. Tak, uwielbiał młodego Horana, ale nie mógł nic na to poradzić, że czuł coś do jego dziewczyny. Przecież nie bez powodu dzwonił do niej tak często, wpadał... Myślał, że to coś zmieni, że może jednak spojrzy na niego inaczej, niż jak tylko na przyjaciela. A jednak nic z tego nie wyszło. I powoli zaczynał to rozumieć. Nie, zrozumiał to już wcześniej, ale uczucia zawsze były u niego silniejsze niż zdrowy rozsądek. Dopiero uczył się nad nimi panować. Ale doskonale wiedział, że powinien dać sobie z nią spokój, zadowolić się przyjaźnią, która niewątpliwie ich łączyła. Ach, głupi człowiek zawsze chce więcej, niż powinien. Niż będzie mu kiedykolwiek dane. Ale nie potrafi cieszyć się z tego, co już posiada...
~ * ~

 Jeszcze przed samym wyjściem gorączkowo myślał, jak może się zgrabnie wymiksować z tego koncertu. Już od samego rana czuł, że ledwo żyje. Bolała go głowa, brzuch, a biedny umysł wciąż zamraczały czarne myśli. Był niemal pewien, że mu się nie uda. Nie w tym stanie. Zaraz przed koncertem, kiedy naprawdę od zagłady dzieliły go tylko dwie minuty, wszyscy: Liam, Zayn, Harry, Louis, a nawet Josh - perkusista, zebrali się w grupowym uścisku, by dodać mu otuchy przed występem.
- Będzie dobrze, Nialler. Ty zawsze sobie świetnie radzisz - szepnął ten ostatni, zanim jeszcze pognał do swojego instrumentu. Ale blondyn czuł, że tego dnia właśnie sobie nie poradzi. Niepewnie, ze wzrokiem utkwionym w ziemię, wyszedł na scenę.

 Koncert, delikatnie mówiąc, nie szedł mu najlepiej. Nie to, że wyszedł z wprawy, czy coś. Po prostu, to nie był już ten sam Niall Horan co zawsze. Już nie biegał roześmiany po scenie, nie próbował złapać kontaktu z publicznością, nawet wzrokowego. I oczywiście wszyscy zdążyli szybko zauważyć, że stało się z nim coś złego. Ale, jak w życiu, wszystko co zrobisz zawsze może być wykorzystane przeciw tobie. Tak i też zdarzyło się na tym koncercie. Nic wielkiego. Po prostu jedna z dziewczyn znajdujących się na sali, krzyknęła, że to na pewno nie jest prawdziwy Niall. Że maja słabego dublera, ze Irlandczyk jest o wiele ładniejszy i lepiej śpiewa. Ale to wystarczyło, żeby wyprowadzić z równowagi i tak rozchwianego emocjonalnie, Horana.
 Chłopak po prostu odrzucił mikrofon i zszedł ze sceny. Nie mógł uciec, był przecież na koncercie, udał się więc do najbardziej oczywistego miejsca, ale pierwszego, jakie mu przyszło na myśl - do garderoby. Osunął się po prostu bezwładnie na podłogę i zaczął rozmyślać. O wszystkim. O całym swoim życiu, o Pameli. Dlaczego zawsze to do niego ludzie mieli najwięcej pretensji? Dlaczego to on najczęściej słyszał różne obraźliwe słowa? Nawet teraz nikt nie przyszedł do niego, przytulic, pocieszyć. W sumie wiedział, że trwał koncert,  że chłopcy nie mogli go tak po prostu opuścić. Że nie są tacy głupi jak on. Ale żal pozostawał...
 I nagle własne drzwi powoli się uchyliły. Ale nie był to żaden z członków zespołu. Ani nawet Josh, ani żaden z gitarzystów. Drew, menadżer, jeszcze słabo doświadczony, ale za to z jakże wielką żyłką do tego typu interesów, po prostu przysiadł obok i objął go po ojcowsku ramieniem.
- Nialler, wiem że jest ci trudno, ale musisz wrócić - przemówił.
- Nie muszę, nie czuję się na siłach. Poza tym, one mnie tu nie chcą - westchnął. Naprawdę przybiła go ta uwaga. niby wciąż słyszał takich tysiące. nadlatywały z każdej strony. Ale jednak po tej pozbierać się nie mógł.
- Wrócisz - powtórzył twardo menadżer - Pamela będzie z ciebie dumna.
- Jej tu nie ma - odrzekł zdenerwowany, ale wezbrał w sobie resztkę siły, która jeszcze gdzieś w nim drzemała i podźwignął się na nogi.
- Brawo, Niall - pogratulował mu mężczyzna, a na jego twarzy natychmiast zagościł szeroki, szczery uśmiech - Chodź - wziął go pod ramię i zaprowadził na scenę. Chłopcy akurat zaczynali Little Things. - Dasz radę? - zapytał, wiedząc jednak, że jest to pytanie czysto retoryczne. Przecież właśnie dążył do tego, żeby dał.
- Mhm - pokiwał głową blondyn, chociaż po jego minie widać było, że jest zupełnie odwrotnie.
- Tamta dziewczyna została wyrzucona z koncertu. Przyjmą cię z otwartymi ramionami - zapewnił go mężczyzna.
- Ok - pokiwał po raz drugi głową Irlandczyk i powoli, bardzo powoli i niepewnie wyszedł na scenę. Jeszcze łzy ciekły mu po policzkach, miał niekompletne nagłośnienie, ale szedł. Przemógł się i doszedł na sam środek sceny. Tam się zatrzymał. Zatrzymał się czas. Chłopcy przerwali piosenkę, a po chwili publiczność zaczęła gorąco klaskać i wiwatować na jego cześć. Drew miał rację. Blondyn uśmiechnął się delikatnie przez łzy i wziął mikrofon podany mu przez Liama.
- Słuchajcie - zaczął, nie patrząc nawet w stronę publiki, tylko gdzieś tam, gdzie stał Drew, trzymający gorączkowo za niego kciuki. - Dzięki wielkie za to, że jesteście, to naprawdę dla mnie wiele znaczy. Gdyby nie wy, to nic nie byłoby takie samo - na chwilę zatrzymał, przysłuchując się bezwzględnej ciszy, jaka panowała wokoło.  kWdech, wydech. Horan, ogarnij się. Jeśli nie teraz, to kiedy? - Następną piosenkę chciałbym zadedykować mojej dziewczynie, Pameli, która leży teraz w szpitalu, jest w śpiączce i bardzo się o nią martwię. Kocham ją. Jest naszą fanką, gdyby nie ona, to zespół już by nie istniał. Ta piosenka, którą już dziś przerwałem, jest dla nas obojga bardzo ważna.
Your hand fits in mine like it's made just for me...

- Nialler, świetnie sobie poradziłeś! - stwierdzili jednogłośnie chłopcy, ściskając go już w garderobie, po zejściu ze sceny.
- Dzięki - uśmiechnął się blado Irlandczyk. Słabo się czuł, ale przynajmniej nie miał już większych powodów do płaczu. Zrozumiał, że musi wziąć się wreszcie w garść. Że takim użalaniem się nad sobą nic nie zdziała, a może sobie tylko zaszkodzić.

 Wchodząc przez drzwi główne szpitala, na chwilę włożył rękę do kieszeni kurtki. Ot tak, bez wyraźnego powodu. Poczuł tam jednak coś, co przypominało w dotyku papier. Wyjął go i przeczytał. To był liścik od fanki:
 Niall, jesteś bardzo dzielny. Mam nadzieję, że Twoja dziewczyna szybko wyzdrowieje...
 Tyle. Żadne "follow me", żadne "zasługujesz na lepszą". Uśmiechnął się do siebie, wiedząc, że na świecie wciąż istnieją normalne fanki, potrafiące cieszyć się z jego szczęścia i płakać na jego smutek, a nie tylko mścić na niego i jego bliskich.
-----------------------------------------------------------------------
 Przepraszam, przepraszam i witam :) Wróciłam z zimowiska, musiałam jednak się pozbierać trochę, żeby napisać tę notkę. Tak, już powoli zmierzam do szaleństwa. No nic, jestem. Zapraszam na mojego drugiego bloga, gdzie pojawiam się częściej. Tam też poznacie powody, dlaczego aż tyle mnie nie było

7 komentarzy:

  1. Boże...:o
    Ostatnie dwa rozdziały były cudowne! Czytałam je na jednym wdechu. <3
    Już tak wiele razy powtarzałam że masz talent... hmm... ale powtórzę jeszcze raz..
    Masz talent. :)
    Pięknie piszesz. <3
    Czekam nn. :3


    ***
    Zapraszam do mnie na 48. <3
    http://one-direction-story-by-my.blogspot.com/2014/02/rozdzia-48-marzenia.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpaniały blog i świetny wpis <3
    Obserwuje i liczę na rewanżyk: http://dawidkwiatkowski-opowiadanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć, ostatnio zostałam nominowana do Liebster Award, i moim zdaniem było nominować 11 innych blogów. Jesteś jedną z osób nominowaną przeze mnie :)

    Ale co to jest LBA?
    "Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za " Dobrze Wykonaną Robotę ". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. (...) należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 blogów ( informujesz ich o tym ) i zadajesz im 11 pytań. (..)"

    Ja postanowiłam się w to bawić,mam nadzieje że i ty się ucieszysz i weźmiesz udział w tej akcji. Pytania i więcej informacji znajdziesz na
    Talia a http://meplusyouislove.blogspot.com/ Pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. http://my-diary-my-love-story.blogspot.com/ zapraszam .

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej ! Świetny blog :D bardzo ceikawie piszesz oby tak dalej :D
    Zapraszamy do nas :D ! ------> http://pingusie-pingusie.blogspot.com
    KOMENTARZ=KOMANTARZ
    OBSERWACJA=OBSERWACJA :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hey!
    Świetny blog, daje Ci obs :> !
    Tak a propo, mogę pomóc zdobyć Ci żebyś miała więcej ciuszków :>
    Chodzi mi, iż mam sposób, a raczej kontakt do firmy ktora przesyła za free 3 ubrania miesięcznie, w zamian za recenzje ubrania.
    Jedynym warunkiem jest by post zobaczyło min 100osób.
    Przy rejestracji tam (wszystko się załatwia w 5 minut) to napisz w poleconych: alaaax.93
    LINK: ubraniazafree.ulinks.net
    Z góry dziekuje !

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Już tak wiele razy czytałam ten rozdział. Codziennie wchodze na twojego bloga i sprawdzam czy jest nowy wpis i go nie ma ;( mam nadzieje że pojawi się za niedługo

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze. One naprawdę wiele mi dają. Za każdy komentarz z linkiem postaram się odwdzięczyć, ale za obserwację się nie odwdzięczam. Chyba, że blog naprawdę mi się spodoba